EKREM PARMAKSIZ jest fotografem podwodnym specjalizującym się w rekinach, ale tam, gdzie kiedyś rozkoszował się pokojem świata pod falami, martwi się, że łatwa dostępność dobrej jakości aparatów zmienia ten świat w szaloną kopalnię treści. Czy dżin jest już poza pudełkiem – co robić? ty myśleć?
Zanim wkroczyłem do świata nurkowania, ocean zawsze wydawał mi się odległą planetą. W dzieciństwie podwodny świat był czymś, co można było podziwiać z daleka, za pośrednictwem telewizyjnych dokumentów. Piękny, tajemniczy i lekko onieśmielający.
Nie dorastałem w takim otoczeniu, nie miałem natury pływaka, ale coś w ciszy poniżej, w nieważkości, w świecie ukrytym tuż pod falami – przyciągało mnie.
Nieskończone błękity, ogrody koralowe i ławice ryb wirujące jak srebrne burze nie były dla mnie jedynymi atrakcjami. Od dziecka pociągały mnie rekiny. Nie w typowo dreszczyk emocji, Szczęki-inspirowany sposób, ale coś głębszego.
Podczas gdy inne dzieci przerażały filmy i obrazy rzędów ostrych zębów, ja byłem tym, który przeglądał encyklopedie, szkicował rekiny na marginesach szkolnych zeszytów i błagał, żeby pozwolono mi oglądać w telewizji dokumenty o rekinach.
Było w nich coś: potężne, starożytne, niezrozumiane. Dla mnie nie były tylko drapieżnikami, ale symbolami dzikiego świata, który przetrwał miliony lat. Nie uważałem ich za potwory. Widziałem tajemnicę.
Pamiętam, jak oglądałem scenę w filmie przyrodniczym z lat 1990., w którym nurkowie byli otoczeni przez rekiny. Woda była spokojna. Rekiny ślizgały się wokół nich jak duchy. Musiałem przewijać te obrazy z tuzin razy. Chcę tam być, pomyślałem. Chcę ich zrozumieć, a nie się ich bać.
Po prostu nurkuję
Na początku chciałem po prostu zanurkować. Ocean to świat, którego większość ludzi nigdy naprawdę nie doświadcza. Widzą powierzchnię – fale, odbicia, kolory – ale nie słyszą ciszy poniżej ani nie są świadkami małych dramatów życia na rafie: błazenkowatej ryby broniącej swojego domu, żółwia sunącego przez snop światła słonecznego, rekina rafowego przecinającego błękit jak znak zapytania.

Punktem wyjścia było poczucie, że woda jest blisko mnie, unoszenie się bez ciężaru wśród tych stworzeń, które widziałem tylko w książkach i na ekranach. Ale gdzieś między moim pierwszym zejściem a setnym zdałem sobie sprawę, że zobaczenie jej nie wystarczy. Chciałem ją sobie wyobrazić.
Nie zamierzałem zostać fotografem podwodnym. Nie wziąłem aparatu do ręki, żeby tworzyć sztukę, przynajmniej na początku, ale żeby pamiętać.
Potem stało się to sposobem na tłumaczenie: wzięcie chwil zbyt kruchych, zbyt ulotnych i zamrożenie ich na tyle długo, aby inni mogli zobaczyć to, co ja. Cud. Bezruch. Życie.
Fotografia podwodna nie chodziło o idealne ujęcie. Stało się sposobem na wyrażenie podziwu – sposobem na przywrócenie innym kawałka ciszy i tajemnicy do zobaczenia. Każdy obraz był rozmową: nie tylko „spójrz, co zobaczyłem”, ale „zobacz, co ryzykujemy stracić”.
Surrealistyczny blues
Minęło ponad 18 lat odkąd zacząłem pracę jako fotografia podwodna artysta. To, co zaczęło się jako próba uchwycenia surrealistycznego błękitu morza, wkrótce stało się obsesją wokół rekinów. Prosta pasja wkrótce przerodziła się w cel.
Gdzieś w trakcie tego procesu uświadomiłem sobie, że nie zostałem nurkiem z aparatem, ale opowiadaczem historii, kimś, kto po prostu pracuje w niebieskim kolorze.
Był czas, kiedy nurkowałem dla ciszy, ale z upływem lat coś się zmieniło. Ta nieprzerwana interakcja z życiem morskim zaczęła zanikać i stawała się coraz trudniejsza do odnalezienia.
Ten rodzaj spokoju, który kiedyś mnie otaczał, gdy byłem zawieszony między wodą a nieważkością, został zakłócony przez coś nadmiernego: ciągłe korzystanie z kamer GoPro, czerwony blask świateł rekordzistów, walkę o „jeszcze jedno ujęcie”.
Te kamery wideo są wszędzie, gdziekolwiek się udam – na kijach, z migającymi światłami, ludzie manewrują nie po to, aby zobaczyć rafę, ale aby ją uchwycić.
Jeszcze niedawno zabieranie ze sobą kamery na nurkowanie było wyborem – czymś zarezerwowanym dla tych, którzy mają przeszkolenie, cierpliwość lub cel. Teraz jest to wręcz oczekiwane. GoPro przypięte do każdej maska-pasek, kopuła w każdej ręce, migające światła, gdy podwodni paparazzi biorą się do pracy. Czasami wydaje się, że pod wodą jest więcej kamer akcji niż ryb.
Nurkowanie stało się mniej kwestią nurkowania, a bardziej treści. Gdziekolwiek spojrzę, widzę kolejną kamerę na kiju i kolejnego nurka bardziej skupionego na materiale filmowym niż na chwili. To tak, jakby rafa zamieniła się w plan filmowy, w którym każdy żółw jest gwiazdą, każdy rekin ulotnym epizodem, a każda głowa koralowca tłem.
Maska w dół, kamera wyjęta
Podczas moich pierwszych nurkowań, zanim jeszcze miałem kamerę, wszystko wydawało się święte. Ciche. Niefiltrowane. Nie myślałem o kątach ani ujęciach, po prostu szeroko otwierałem oczy, dryfując przez świat, który nie przejmował się tym, czy patrzę.
Teraz? Byłem na nurkowaniach, gdzie ludzie ledwo utrzymywali kontakt wzrokowy z oceanem. Maska w dół, z wyjętą kamerą, goniąc za klipami jak podwodni influencerzy.

Widziałem nurków, którzy przepychali się łokciami w kierunku konika morskiego, tłoczyli się przy stacji czyszczącej lub dryfowali cale nad rafą, tylko po to, by uzyskać „najlepsze ujęcie”, podczas gdy rafa wstrzymywała oddech, a ryby się rozpraszały. Tam, gdzie GoPro było kiedyś narzędziem, teraz wydaje się odruchem.
Jestem daleki od antykamery – jak mógłbym być, skoro noszę bardzo profesjonalną pełnoklatkową? – ale im częściej nurkuję, tym bardziej pragnę tych cichych, niezarejestrowanych momentów, takich, których nikt inny nigdy nie zobaczy. Tych, które nie wymagają edycji, publikacji ani zatwierdzenia, tylko pamięci.
Gdy kamery są wszędzie, obecność staje się rzadka. Nurkowania grupowe stały się bardziej jak pływające plany filmowe. Byłem na nurkowaniach, podczas których nurkowie przepychali się obok nagoskrzelnych bez spojrzenia, goniąc żółwie, unosząc się kilka cali od ryby skorpenokształtnej, aby uzyskać idealne ujęcie.
Rozumiem, że atrakcyjność i chęć uchwycenia idealnego momentu – żółwia sunącego przez promienie słońca, rekina wyłaniającego się z głębin – są silne. To wspomnienia, które chcemy zachować, którymi chcemy się dzielić, aby udowodnić, że tam byliśmy.
Miałem takie chwile, w których idealna rama wydawała się zawierać cały cud, który czułem. Ale gdzieś po drodze czułem, że wielu z nas przestało nurkować i zaczęło produkować treści.
Pościg
Teraz zastanawiam się, co tracimy w tym procesie. Niepokoją mnie kamery, a raczej pilność. Pościg. Sposób, w jaki wyrywa nas z obecności. Sposób, w jaki zamienia ciche spotkanie z rekinem w wyreżyserowane wydarzenie. Sposób, w jaki rozbija intymność nurkowania – jak zamiast dzielić się podziwem, rywalizujemy o kąty.
Kiedyś przewodnicy nurkowi po prostu wskazywali drogę, wskazując ukryte rzeczy, których moglibyśmy nie zauważyć: skorpenę zakamuflowaną w koralu, krewetkę czyszczącą tańczącą w ukwiale, powolny puls ogórka morskiego pod naszymi stopami. płetwyByli gawędziarzami, nie tylko liderami, interpretatorami rafy.
Ale ostatnio mają pełne ręce roboty – nie z tabliczkami czy wskaźnikami rafowymi, ale z kamerami GoPro. Na kijach, z oświetleniem, w portach kopułowych. Nie jest już niczym niezwykłym, że przewodnik filmuje każdą chwilę, odwraca kamerę w stronę grupy, aby zrobić sobie podwodne selfie, albo goni żółwia, aby uzyskać idealny klip do Instagrama sklepu.

Czasami to doceniam. Materiał filmowy jest miłą pamiątką, a oni dobrze znają kąty. Zostałem oznaczony w pięknie zmontowanych rolkach z najważniejszymi momentami i przyznam, że fajnie jest widzieć siebie unoszącego się w błękicie, otoczonego koralowcami i światłem słonecznym, jak coś z filmu przyrodniczego.
Ale inna część mnie tęskni za starym tempem. Ciszą. Osobistą uwagą. Teraz przewodnik jest często bardziej operatorem kamery niż przyrodnikiem. Czasami są na czele z GoPro, podczas gdy grupa się rozchodzi. Czasami filmują zamiast wskazywać rzadkie stworzenie, które minąłem.
To nie ich wina — to kultura, którą zbudowaliśmy. Treść jest teraz walutą. Sklepy chcą promocji. Nurkowie chcą pamiątek. A przewodnicy, złapani gdzieś pomiędzy bezpieczeństwem, opowiadaniem historii i mediami społecznościowymi, próbują robić to wszystko.
Spotkanie z rekinem młotem
Pamiętam bardzo dziwną sytuację na Malediwach, kiedy natknęliśmy się na wielką ławicę rekinów młotów, były ich dziesiątki.
Poruszały się powoli, ich ciała przecinały wodę niczym starożytne relikwie, a głowy poruszały się w lewo i prawo, jakby wypatrywały czegoś więcej niż tylko ofiary — być może wypatrywały spokoju.
Zgadnijcie co? Dwóch przewodników nurkowych, którzy mieli stać nieruchomo, nie potrafiło się powstrzymać i kopnęło w stronę szkoły, trzymając w dłoniach kamery GoPro. Mocno. Chętnie. Za szybko. A potem, w jednej chwili, rekiny zniknęły.
Machnęli ogonami i zniknęli w błękicie, jakby nigdy ich tam nie było. Przewodnicy wrócili do grupy nieśmiało, kamera wciąż nagrywała, ale była pusta.
Wróciwszy na łódź, podszedłem do nich i zacytowałem ich własne słowa: „Najbardziej niezapomniane spotkania to te, podczas których pozostajesz w bezruchu – i pozwalasz, aby ocean do ciebie przyszedł”.

Istnieją również inne ważne fakty, które należy wziąć pod uwagę. Nadmierne używanie podwodnych kamer wideo może powodować różne konsekwencje środowiskowe, etyczne i praktyczne.
Może zakłócić życie morskie i spowodować fizyczne uszkodzenia siedlisk – nurkowie z kamerami mogą przypadkowo dotknąć lub kopnąć delikatne i wolno rosnące rafy koralowe. Niektóre gatunki mogą się zbyt mocno przyzwyczaić do obecności człowieka, co czyni je bardziej podatnymi na drapieżniki lub kłusownictwo.
I popularne fotografia podwodna miejsca te mogą stać się zatłoczone, co prowadzi do degradacji ekosystemu i pogorszenia jakości usług oferowanych odwiedzającym.
Pewien rodzaj magii
Pod wodą jest rodzaj magii, której nie da się przenieść na wideo – momenty, które nie wychodzą na światło dzienne. Momenty, które po prostu jest. I mam nadzieję, że nie zapomnimy, że nie wszystko musi być nagrywane.
Są rzeczy, które lepiej czuć w danej chwili, w ciszy, w towarzystwie rafy koralowej, która opowiadała historie na długo zanim nacisnęliśmy przycisk „nagrywaj”.
W dzisiejszych czasach trzymam się z tyłu. Pozwalam ludziom od kamer płynąć naprzód. Patrzę, jak rafa za nimi znów się uspokaja. Słucham, jak cisza powraca.
Ponieważ dla mnie nurkowanie nigdy nie było kwestią tego, co mogę zabrać do domu. Chodziło o to, co mogę zostawić – hałas, pośpiech, ego – i co mogę nosić w pamięci. Ocean nie jest tłem dla treści, ale żywym, oddychającym światem. A czasami myślę, że zasługuje nie na nasze nagrania, ale na naszą pełną uwagę”.
Prace Ekrema Parmaksiza można znaleźć na na jego stronie internetowej i na Instagramie @ekremcbii artykuły na Divernet obejmują NURKOWANIE SOLO Z REKINAMI W TIGER HARBOUR i ROGUE SHARKS? CO NAPRAWDĘ DZIEJE SIĘ W MORZU CZERWONYM?