Francuski nurek jaskiniowy Frédéric Świerczyński ustanowił nowy rekord świata na głębokość 308 m po siedmiogodzinnym zejściu 3 listopada do źródła Font Estramar we wschodnich Pirenejach we Francji i po tym, jak doświadczył szeregu dziwnych objawów spowodowanych zbyt dużą głębokością zmiany.
Poprzedni oficjalny rekord wynoszący 283 m został ustanowiony przez nurka z Afryki Południowej Nuño Gomeza w Boesmansgat w 1996 roku.
Świerczyński, 50-letni inżynier mechanik z Marsylii, jest instruktorem jaskiniowym, trimixowym i rebreatherowym. Nurkiem jest od 12 roku życia. Swoje pierwsze samodzielne nurkowanie na trimixie na głębokość 120 m miał w wieku 18 lat, a w 2000 roku zaczął używać rebreatherów z obiegiem zamkniętym.
Jego kariera w nurkowaniu jaskiniowym rozpoczęła się we francuskim regionie Lot w 1994 roku i obejmowała znaczące zejścia w miejscach takich jak francuskie Port Miou i jaskinia Mescla w Alpach, Chorwackie Czerwone Jezioro, Miljacka na Bałkanach i Harasib w Namibii. W maju 2019 roku ustanowił rekord świata w nurkowaniu na wysokości 5,870 m w jeziorze Ojos del Salado w Argentynie.
Font Estramar wypływa z podnóża małego klifu na skraju wapiennego płaskowyżu o wysokości 200 m i wpada do krasowego hydrosystemu południowo-wschodniego Corbières. Słonawa woda ma stałą temperaturę 17.8°C.
System był badany przez nurków, w tym Jacquesa Cousteau, od 1949 r. W ciągu ostatniej dekady najważniejszych odkryć dokonał inny francuski nurek Xavier Méniscus, który do 2019 r. osiągnął głębokość 286 m, 1,020 m od wejścia.
Co najmniej ośmiu nurków zginęło podczas eksploracji systemu, ostatni raz w lipcu, ale Świerczyński w rozmowie po nurkowaniu z Francisem Le Guenem, który w 1981 roku zbadał główny kanał do głębokości 58 m, opisuje go jako „labirynt z pewnością i głębokie, ale nie bardziej niebezpieczne niż wiele mniej znanych, a przez to mniej uczęszczanych, zatopionych jaskiń”.
Wyposażony po rekord
Podczas listopadowego zejścia Świerczyński miał na sobie suchy skafander Ursuit i podgrzewaną bieliznę Santi, zasilaną akumulatorami z dwóch pojazdów Seacraft Ghost DPV o zasięgu 300 m, które zostały zaprojektowane na ponad 10 godzin pracy.
Zwykle używano ich w tandemie, ale Świerczyński trzymał jeden jako zapasowy, zamocowany za sobą, tak aby jedna ręka była wolna.
Nosząc uprząż XDeep, korzystał z dwóch zamontowanych z boku rebreatherów Czechy, oddychając na urządzeniu po lewej stronie, ale regularnie testując zapasowy aparat po prawej stronie. Ich zmodyfikowany CO2 każdy z filtrów pozwalałby na dziewięciogodzinny czas trwania.
Świerczyński porzucił pomysł stosowania regularnej akcji ratunkowej w obiegu otwartym, ponieważ wymagane zbiorniki gazu byłyby zbyt ciężkie do przenoszenia, a reduktor nie działałby prawidłowo na głębokości ze względu na wymagane wysokie natężenia przepływu.
Oddychał trimiksem 4/89 (tlen, hel, azot), który, jego zdaniem, był „bardziej komfortowy” niż helioks. Miał także nadzieję, że narkotyczne działanie azotu ograniczy SNHP (zespół nerwowy wysokiego ciśnienia) – choć nadal będzie to stanowić problem.
W sumie przewoził sześć zbiorników – każdy CCR zawierał dwa 2-litrowe zbiorniki czystego tlenu i rozcieńczalnika, do których Świerczyński dodał 2-litrowy zbiornik sprężonego powietrza pod ciśnieniem 374 barów do nadmuchania skafandra i kolejny 4/89 rozcieńczalnika znajdującego się na pokładzie. . CCR posiadały 3-kilogramowe filtry Sofnolime, ulepszone ze względu na głębokość w celu zmniejszenia ryzyka emisji CO2 zatrucie.
„Zejście jest tak szybkie, że bezpośrednio oddycham wstrzykniętym 4/89” – powiedział Świerczyński. „Recykler działa wówczas jak regulator: gaz tak naprawdę nie ma czasu na cyrkulację w pętli”. Ręcznie kontrolował stale ciśnienie parcjalne tlenu, decydując się na nurkowanie przy bardzo niskim O2 poziom (mniejszy niż 1.6) nawet na przystankach dekompresyjnych.
Każdy CCR obsługiwał dwa czeskie komputery ze zmodyfikowanymi algorytmami Buhlmanna. Aby skrócić czas dekompresji, przyjął współczynnik gradientu 80/80 zamiast zwykłych 50/80.
Świerczyński użył także konsoli nawigacyjnej ENC 3 do zarejestrowania swojej pozycji, połączonej z małym śmigłem umożliwiającym rejestrację przemieszczenia.
Baterie DPV zasilały jego dwa główne światła Callisto o mocy 50,000 10 lumenów, zaprojektowane i wyprodukowane przez samego Świerczyńskiego i zamontowane z przodu hulajnogi. Nosił także latarkę na kask Phaeton o czasie świecenia 20 godzin i mocy 2 W, aby oświetlać dłonie podczas układania linki, oraz lampę Tillytec o czasie świecenia XNUMX godziny na ramieniu. Na hełmie zamontowano również obudowę kamery Isotta.
„Moim celem jest być jak najlżejszym, jak najbardziej hydrodynamicznym… aby móc szybko i sprawnie poruszać się pod wodą bez nadmiernego i niepotrzebnego zmęczenia” – powiedział Świerczyński. W tym celu nie używał manometrów, ponieważ twierdził, że jest „tak dobrze dostrojony do wiedzy zdobytej podczas moich nurkowań szkoleniowych i rozwojowych. Wiem dokładnie, co jem”.
Ze swoim „ekstremalnie niskim” metabolizmem podczas siedmiogodzinnego nurkowania zużył jedynie 850 litrów rozcieńczalnika trimix 4/89 i 486 litrów czystego tlenu.
Przygotowany do nurkowania
Świerczyński spędził miesiące przygotowując się do tej próby, poprzez biegi wytrzymałościowe w różnych środowiskach i głębokie nurkowania treningowe poniżej 260 m.
„Font Estramar przypomina skomplikowany labirynt korytarzy i ślepych zaułków, w którym nie można się zgubić” – powiedział. Zapoznał się z topografią podwodną, w tym poruszał się po zalanej galerii rozciągającej się na ponad 1 km, dopracował krzywą dekompresji oraz przećwiczył przygotowanie i regulację sprzętu.
Właściwe nurkowanie rozpoczęło się na głębokości 60 m, a po 10 minutach spotkał członka zespołu Patrice’a Cabanela, który wcześniej nakręcił film. Zeszli razem na głębokość 190 m, przyspieszając – „być może za szybko” – zanim Świerczyński dał Cabanelowi sygnał, aby się zatrzymał.
„W miarę kontynuowania schodzenia formacje skalne stają się jaśniejsze, co wskazuje na przesunięcie warstw geologicznych – to tak, jakbym cofnął się w czasie” – zauważył Świerczyński. Wielokrotnie odwiedzał już poziomy odcinek tunelu na głębokości 250-260 m podczas szkolenia, ale właśnie w tym miejscu doświadczył niezwykłego objawu HPNS.
„Wstaję i nagle odczuwam nieznany dyskomfort: oślepiające uczucie” – powiedział. „Podłoga zatopionej poziomej galerii wydaje się ponownie zalana; jest jak oświetlone morze, mieniące się refleksami. Idę naprzód jak we śnie, czując się zdezorientowany.
Za końcem wytycznych rozciągała się „czarna otchłań”. Ustawił DPV na małą prędkość, stale rozwijał linkę i skoncentrował się na utrzymaniu idealnego trymu, aby zminimalizować wysiłek, zanim wleciał do „coraz bardziej ekspansywnej komory”, gdzie widoczność przekraczała 25 m.
Odwrócił się, gdy komputer ostrzegł go, że miał za sobą 400 minut dekompresji. „To walka o uwolnienie się od uroku niezbadanych głębin” – powiedział. „Nie było żadnego niepokoju; to ograniczenia czasu dekompresji zmusiły mnie do zawrócenia”.
Wznoszenie
Zabezpieczając kołowrotek w końcówce, Świerczyński ruszył z powrotem, ale jak się później przekonał, jechał „zdecydowanie za szybko”. Odczuwał dyskomfort w oczach, który ustąpił, ale po około 16 minutach zauważył, że drżą mu ręce, co jest kolejnym objawem HPNS.
Do pierwszego etapu deco dotarł na 130 m wcześniej, po 28 minutach. Na przystanku na 90 m dołączył do niego nurek głębokiego wsparcia Bruno Gaidan, który pozostał z nim przez cztery godziny. Dopiero teraz Świerczyński zdał sobie sprawę, jak głęboko zaszedł.
Po czterdziestu minutach na wysokości 80 m nagle poczuł, że oddychanie jest niezwykle trudne. Sprawdził swój CCR i ustalił, że przyczyną nie była toksyczność gazów, więc spróbował „oddychania żołądkowego”, które ćwiczył na treningu, opisując efekt jako „jak popijanie przez słomkę”.
Dokuczał mu także ostry ból pleców i uczucie, „jakby ktoś zgniatał mój garnitur, a metalowa płytka uprzęży ważyła tony”. To uczucie trwało ponad godzinę i dopiero na głębokości 30 m znów mógł normalnie oddychać.
Doświadczenie to zostało później przypisane „masowemu odgazowaniu helu” powstałemu w wyniku zbyt szybkiego wynurzania, powodując objawy widocznego uszkodzenia rdzenia kręgowego i nerek. Przyznał, że pozwolił, aby osobiste obliczenia i procedury zaważyły na ostrzeżeniach komputerów i powinien był zwolnić przed pierwszym znaczącym przystankiem dekompresyjnym.
Dwie godziny po nurkowaniu do Świerczyńskiego dołączył Franck Gentili na przystanku na 50 m. Po 3 godzinach i 20 minutach zbliżał się do dna szybu wyjściowego, przy świetle dziennym, ale na przystanku na 12 m doświadczył związanej z dekompresją iluzji utraty całkowitej kontroli nad pęcherzem.
Domowy dzwonek dekoracyjny zainstalowany na głębokości 9 m pozwoliłby mu siedzieć z nogami w wodzie, choć zdecydował się pozostać w pozycji poziomej i obserwować ryby. Zanim wypłynął na powierzchnię, miał ostatni przystanek na długości 6 m w trzcinach, a do siedmiu godzin zabrakło mu minuty.
„Czuję dumę z tych chwil czystego piękna, z tego, że mogę zdobyć kilkadziesiąt metrów od nieznanego i móc opowiedzieć tę historię” – powiedziała Świerczyński, który już planował swoje kolejne nurkowanie w studni końcowej jaskini Mescla we francuskim regionie Var.
Również w Divernet: Najgłębsza płetwonurka właśnie dodała 10 m, Nurkowanie na Everest w Pozo Azul, Zespół nurkowy bada najgłębszą podwodną jaskinię na świecie, Nurkowie zdobywają największy na świecie system jaskiń w Meksyku
Fantastyczny. Zasługujesz na miano najlepszego nurka świata DEEP POOL by MJTM.
Miro Krsmanović