NOWOŚCI NURKOWE
Dwa dochodzenia zwracają uwagę na niebezpieczeństwa związane z nurkowaniem w pojedynkę
Dwa raporty z dochodzenia, jeden dotyczący śmierci nurka na rebreatherach na Tasmanii, a drugi brytyjskiego freedivera w Grecji, uwydatniły potencjalne niebezpieczeństwa płynące z nurkowania w pojedynkę.
Australijski płetwonurek Eric Fillisch (49 l.) zmarł 19 listopada 2016 r. podczas eksploracji jaskini u wybrzeży wyspy Visscher w North Bay z grupą z klubu nurkowego Tasmania Scuba Diving Club.
Zdecydował się kontynuować nurkowanie po tym, jak jego kumpel zasygnalizował, że wraca, ale fala wepchnęła go głębiej w głąb jaskini – powiedział koroner. Stracił ustnik swojego rebreathera z obiegiem zamkniętym po uderzeniu głową w skalisty sufit lub ścianę.
„Chociaż pan Fillisch był dobrze przygotowanym i kompetentnym nurkiem z prawidłowo działającym sprzętem, mimo to celowo podjął decyzję o kontynuowaniu nurkowania po wypłynięciu na powierzchnię swojego partnera nurkowego w warunkach, które stwarzały potencjalne zagrożenie dla jego bezpieczeństwa” – powiedziała koroner Olivia McTaggart.
„Jego śmierć uwydatnia ryzyko nurkowania w pojedynkę i wzmacnia dobrze znaną zasadę bezpieczeństwa, zgodnie z którą nurkowie powinni rozpoczynać, kontynuować i kończyć nurkowanie z partnerem”.
Tymczasem w Westminster Coroner’s Court w Londynie toczy się śledztwo w sprawie śmierci 19-letniego Henry'ego Byatta (na zdjęciu) podczas nurkowania bez płetw u wybrzeży greckiej wyspy Zakynthos w dniu 6 sierpnia 2017 r.
Śmiertelność doniesiono w Divernet, podobnie jak ustalenia przesłuchanie poprzedzające śledztwo na początku tego roku.
Starsza koroner dr Fiona Wilcox powiedziała, że chociaż Byatt był „bardzo doświadczonym wodniakiem”, nie otrzymał żadnego formalnego uprawnienia do nurkowania swobodnego trening.
Listopada 2 2019
Żeglarstwo instruktor nurkował z dwoma przyjaciółmi, także nieprzeszkolonymi freediverami, w pobliżu klubu Peligoni, w którym pracował. Później wydobyto go z głębokości 30 m, ale nie udało się go reanimować.
Pracodawca Byatta, właściciel klubu Ben Shearer, powiedział, że nie miał pojęcia o nurkowaniu swobodnym i nie może powiedzieć, czy ktoś był obecny w wieży strażniczej, potwierdził jednak, że klub nie zatrudnia ratowników. Powiedział, że polityka BHP nie zmieniła się znacząco od śmierci Byatta, ponieważ spełnia już greckie standardy.
Doktor Wilcox powiedział, że chociaż Byatt nurkował w strefie żeglarskiej klubu, było to „całkowicie dobrowolne i na jego własne ryzyko”.
Powiedziała, że przed każdym coraz głębszym nurkowaniem wykonywał ćwiczenia oddechowe, ale „nigdy wcześniej nie zszedł na fatalną głębokość za jednym razem”. Byatt został sam, zanim zanurkował na śmierć.
Opóźnienie nastąpiło również po podniesieniu alarmu i uzyskaniu przez personel klubu sprzętu do nurkowania w celu przeprowadzenia przeszukania. Koroner uznał jednak, że nawet przy przygotowanym na plaży sprzęcie do nurkowania jest bardzo mało prawdopodobne, aby udało się uratować życie Byatta.
Odkryła, że wcześniej nurkował sam ze freedivingiem „i tego dnia zrozumiał ryzyko, jakie podejmował. Było to zgodne z jego osobowością”.
Wydając orzeczenie o przypadkowej śmierci, dr Wilcox stwierdził, że „jedyną rzeczą, która mogła uratować mu życie, byłby doświadczony kumpel, który mógłby go uratować”.