NURKOWNIK Wrakowy
Bądźmy szczerzy, znalezienie wraku z połowy XIX wieku wraz ze skarbnicą artefaktów to marzenie większości nurków. Dla STEFANA PANISA była to rzeczywistość.
W 2012 ROKU Badałem wrak, który zatonął w Cieśninie Dover. Kiedy wpisałem nazwę statku na Facebooku, natrafiłem na całą poświęconą mu stronę.
Był kontakt z niejakim Eddiem Huzzeyem i zaledwie tydzień później znalazłem siebie nurkowanie kilka niesamowitych stron z nim.
Od tego czasu każdego lata jestem zapraszany do udziału w wyprawach jego grupy w poszukiwaniu wraków, których celem jest odnalezienie, identyfikacja i udokumentowanie nowych miejsc wraków w cieśninach.
Cieśnina Dover to jeden z najbardziej ruchliwych szlaków żeglugowych na świecie. W 1972 roku wprowadzono system dwupasmowy, aby uniknąć kolizji, ale jeśli przestudiujemy mapy zachodniej części, znajdziemy setki symboli wraków. Jednego jednak brakuje.
Tony Goodfellow, jeden z członków tej grupy, dokładnie przestudiował wykresy przez zimę i sporządził pełną listę problemów i śladów na podłożu, które mogliśmy zbadać.
Wyprawę zorganizowaliśmy łodzią Davida Knighta Trya, wygodną do nurkowania, wyposażoną w sonar boczny, magnetometr i wygodny podnośnik hydrauliczny.
Pierwszego dnia mieliśmy szczęście, że morze było płaskie i spokojne, co bardzo pomogło podczas biegania po pasach w celu przeszukania obszaru za pomocą bocznego skanowania.
W sterówce włączona była cała elektronika, a my, unosząc się nad naszym „celem”, wpatrywaliśmy się uważnie w ekrany.
Nic się nie wydarzyło – dopóki Tony nie zauważył w dolnym sygnalizatorze czegoś, co równie dobrze mogło być dziełem człowieka.
Ponieważ zbliżał się przypływ, dalsze poszukiwania nie miały sensu, więc zdecydowaliśmy się zahaczyć cel i zanurkować.
David był pierwszym, który zanurkował, a kiedy wrócił po pięciu minutach, byliśmy ciekawi, co trzymał. Okazało się, że był to duży talerz we wzór wierzby w idealnym stanie!
Wiedziałem, że to musi być stary wraki wydawało mi się, że minęły wieki, zanim dostałem sygnał do startu i zostałem zrzucony w pobliżu linii strzału. Moja pierwsza obserwacja po dotarciu na sam dół strzału potwierdziła to podejrzenie – to była armata!
Podczas wszystkich nurkowań wrakowych, które odbyłem na przestrzeni lat, nigdy nie widziałem czegoś takiego – dziewiczego drewnianego wraku, który wyglądał, jakby niedawno wynurzył się z wydmy.
PRZYCIĄGNĄŁEM SWOJĄ SZpulę do armaty i skręcił. Znalazłem się w ładowni – gdziekolwiek spojrzałem, widziałem drewniane skrzynie i beczki, z których rozsypała się zawartość.
Widziałem wino i piękne butelki po dżinie, wciąż zakorkowane. W pobliżu drewnianej belki leżały rzędy zdobionych nocników i przyglądając się im bliżej, ze zdumieniem odkryłem, że w środku również zdobione były kieliszki do jajek.
Przeszukałem całą witrynę i odkryłem więcej ładunek statku. Znajdowała się tam ogromna ilość naczyń, w tym talerze i kubki o różnych kształtach i rozmiarach, wszystkie pięknie zdobione, a wiele z nich miało pieczęć wytwórcy,
Kiedy dotarłem na drugi koniec miejsca, zauważyłem pozostałości steru, a nieco dalej odkryłem w piasku mosiężny czop, co wyraźnie oznaczało, że jest to rufowy koniec wraku. Trzy kolejne działa leżały bardzo blisko.
Nagle Eddie dał mi znak. Znalazł mosiężne łóżeczko dla dziecka – wyjątkowe odkrycie. Wzięliśmy trochę fotografie a potem, co było jeszcze bardziej zdumiewające, Eddie odkrył w łóżeczku cynowe żołnierzyki i armatę.
Udałem się w stronę miejsca, które musiało być dziobem, i natknąłem się na obszar, w którym musiały znajdować się niektóre kabiny załogi.
Tam odkryłem mosiężny świecznik – podczas późniejszych nurkowań dwa złote monety znajdzie się dokładnie w tym samym miejscu.
Mój aparat prawie eksplodował, gdy zrobiłem tyle zdjęć, ile się dało.
Zdecydowanie za wcześnie nadszedł czas, aby wynurzyć się na powierzchnię i rozpocząć dekompresję, wciąż nie mogąc się pogodzić z tym, co odkryliśmy.
Eddie znalazł także podczas nurkowania szklany słój z wygrawerowanym na wieczku: „J.W. Zarejestrowano 12 MAJA 1852”. Tony, nasz historyk, natychmiast rozpoznał skróty jako skróty oznaczające Josephine Willis, wrak, którego szukał przez ponad 20 lat.
Okazało się, że brat statku właściciel miał fabrykę szkła i tam produkował szkło na statek.
Później nurkowań podniesiono więcej artefaktów, które potwierdziły tożsamość statku. Wszystkie te elementy zostały zachowane i zgłoszone Odbiorcy Wraku.
W LATACH 1850. XIX w Brytyjska emigracja do nowej kolonii w Nowej Zelandii była promowana w gazetach przez Willis Line, która w 1855 roku dodała do swojej floty nowy 1000-tonowy statek Josephine Willis, który miał kursować między Londynem a Auckland pod dowództwem kapitana Canneya.
W niedzielę 3 lutego 1856 roku opuścił St Katharine Docks w Londynie z 70 pasażerami, 35 załogą i, według tego, co znaleźliśmy w archiwach, „cennym ładunkiem”. Został odholowany przez Tamizę do kanału La Manche, gdzie holownik opuścił go, aby rozpocząć 100-dniową podróż.
Niestety Josephine Willis nie odeszła daleko. Został staranowany w środku nocy przez żelazny parowiec Mangerton i wywrócił się. Większość pasażerów spała, a inni leżeli w łóżkach z chorobą morską, więc zostali zaskoczeni.
Podjęto próbę zasygnalizowania otaczającym statkom niebieską flarą, ale nie zrozumieli ich znaczenia. W rezultacie tej nocy utonęło 70 osób.
Przeglądając archiwa, Tony odkrył, że wkrótce po zatonięciu na miejsce wraku wysłano płetwonurków w kaskach, aby sprawdzili statek i sprawdzili, czy możliwe będzie jego wyciągnięcie na powierzchnię. Doszli do wniosku, że jest zbyt poważnie uszkodzony, więc trzeba go pozostawić na dnie morskim – do czasu zanurkowania w miejscu 156 lata później.
Połączenia zespół dołożył wszelkich starań, aby okazać należyty szacunek do statku i jego ładunku. Skontaktowali się z Frankiem Davenportem, amerykańskim specjalistą od starej ceramiki, który napisał artykuł na temat ładunku.
Skontaktowali się także z muzeami w Dover, Potteries i Doncaster i przekazali eksponaty, które są obecnie wystawione, aby goście mogli je podziwiać.